Bilety kupujemy z kilkudniowym wyprzedzeniem online. Ceny są różne w zależności od terminu. We wtorek jest zdecydowanie taniej niż w weekend, dlatego wybieramy tę opcję. Jednodniowy bilet łączony do dwóch parków, który umożliwia swobodne poruszanie się między nimi (nielimitowane wejścia do obu w danym dniu), wychodzi więc w ten sposób najkorzystniej cenowo. Rano, w dniu wyjazdu już w Paryżu zwracam uwagę na informację małym drukiem – bilety trzeba mieć wydrukowane. Gdy okazuje się, że hotelowa drukarka nie działa, nie jest łatwo znaleźć inną na szybko w mieście. W końcu udaje nam się wydrukować wejściówki w pobliskim… przedszkolu. Na miejscu jednak okazuje się, że wystarczy wersja elektroniczna.

W tym roku przy wejściu nie znajdziecie już papierowych mapek. Jeśli więc macie ograniczony czas i chcecie się sprawnie poruszać po obu parkach, pobierzcie aplikację jeszcze przed wizytą. Warto wcześniej dodać do ulubionych miejsca, których nie chcecie pominąć. W aplikacji poza mapkami znajdziecie rzeczywisty czas stania w kolejce do danej atrakcji. To najważniejsza funkcja, która sprawiła, że w jeden dzień obeszliśmy wszystkie wybrane przez nas punkty i nawet udało nam się wpaść do kilku dodatkowych. 

Jaką obrać strategię? Atrakcji w obu parkach jest masa – niektórzy spędzają w nich kilka dni, nocując w hotelach umiejscowionych w małym miasteczku na terenie obiektu. Powiedzmy sobie otwarcie – nie da się obejść WSZYSTKIEGO w jeden dzień. Trzeba ustalić priorytety. Dla mnie najciekawsze były najbardziej ekstremalne atrakcje, z kategorii „Big Thrills”. Po dodaniu ich i jeszcze kilku innych do ulubionych w aplikacji na bieżąco sprawdzałam długość stania w kolejkach i szłam tam, gdzie był w danym momencie najkrótszy czas oczekiwania. 

Ciekawą opcją dostępną, w niektórych punktach jest „Single Rider Service”. Polega na tym, że stojąc w oznaczonej tym symbolem zdecydowanie krótszej kolejce, nie macie gwarancji, że będziecie siedzieć obok osoby, z którą chodzicie po parku. My skorzystaliśmy kilka razy z tej możliwości i faktycznie nie stykaliśmy się ramionami, ale najczęściej mieliśmy się w zasięgu wzroku. 

Drugim sposobem jest wykupienie przez aplikację „Disney Premier Access”, czyli wejścia bez kolejki w określonym slocie czasowym do danej atrakcji. Nie jest to bardzo kosztowne i warto z tego skorzystać, jeśli widzicie, że czas oczekiwania jest bardzo długi. My kupiliśmy takie wejście raz czy dwa razy.

Warto też pamiętać, że kolejki zmniejszają się podczas parad. Jeśli więc nie są one Waszym priorytetem, zerknijcie w czasie ich trwania do aplikacji, a będziecie mile zaskoczeni.

Disneyland w Paryżu podzielony jest na kilka sekcji: Adventureland, Discoveryland, Fantasyland oraz Frontierland. Każda z nich jest naprawdę urocza i zrobiona z wielką dbałością o szczegóły. Po wejściu do środka i pomachaniu Myszce Mickey wybieramy się do najciekawszych dla nas miejsc. Poniżej lista atrakcji, które udaje nam się odwiedzić.

Big Thunder Mountain oraz Indiana Jones and the Temple of Peril, kategoria: Big Thrills

To chyba moje dwie ulubione kolejki. Jest tu wszystko co lubię – prędkość, piękne widoki i adrenalina!

Buzz Lightyear Laser Blast, kategoria: Family Adventure

Przyjemna przejażdżka, w czasie której dostajemy pistolety i musimy laserowo strzelać do różnych obiektów. Nie jest to może bardzo ekscytujące, ale jednak człowiek się wczuwa, gdy wie, że ma ocalić świat.

Pirates of the Carribbean, kategoria: Family Adventure

Raczej dla młodszych uczestników. Płyniemy pojazdem i oglądamy scenografie przypominające film.

Star Tours: The Adventures Continue, kategoria: Big Thrills

W parku znajdują się dwie kolejki związane z „Gwiezdnymi wojnami”, ale w czasie naszej wizyty działała tylko jedna. To „przejażdżka”, którą odbywamy, nie ruszając się z miejsca w okularach 3D. Pomimo braku realnego ruchu robi wrażenie!

Drugi park swoją stylistyką przypomina bardziej hollywoodzkie studio filmowe i jest równie ładnie zrobiony jak Disneyland. Poniżej przedstawiam Wam opisy atrakcji, które wypróbowaliśmy.

The Twilight Zone Tower of Terror, kategoria: Big Thrills

Moja ulubiona atrakcja, która mnie bardzo zaskoczyła. Spodziewałam się typowego zamku strachów. Możecie się domyślać, jakie było moje zdziwienie, gdy po zajęciu miejsca okazało się, że spadły na mnie zabezpieczenia jak przy prawdziwym rollercoasterze. Dom strachów okazał się windą, jadącą bardzo szybko na dół i z różną prędkością do góry. Polecam!

Toy Soldiers Parachute Drop, kategoria: Family Adventure

Tutaj mechanika podobna – też poruszamy się w dół i w górę, ale adrenalina znacznie mniejsza. Można za to oglądać widoki na cały park, bo jesteśmy na zewnątrz.

Przyjemna przejażdżka w czasie, której mamy okazję dzięki okularom 3D poczuć się, jak filmowy szczurek, biegający po kuchni i restauracji. Atrakcja o tyle wyjątkowa, że faktycznie związana z Francją.

Crush Coaster, kategoria: Big Thrills

Tutaj już więcej emocji. Kolejka, która pomimo żółwiowego designu, niewiele wspólnego ma z żółwiowym tempem.

No cóż… jeśli tak jak my wybierzecie się do dwóch parków w ciągu jednego dnia, na jedzenie nie będzie za bardzo czasu. Owszem jest kilka restauracji i miejsc z przekąskami. Mieliśmy nawet plan zatrzymać się w jednej z nich na obiad, ale szaleństwo biegania po atrakcjach wzięło górę i finalnie chwytaliśmy tylko jakieś przekąski, które zjadaliśmy, stojąc w kolejkach. 

P.S. W Disneylandzie mile widziany jest określony dresscode – warto mieć ze sobą uszy Mickey Mouse!